Tytuł: Coraz dalej od siebie
Autor: Louise Dean
Stron: 282
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: 2006
Moje zdanie: Do luksusowego hotelu na Karaibach przyjeżdżają dwie starsze pary. Jan i Anemiekie De Grot na swój ostatni urlop, ponieważ mąż jest ciężko chory na raka i lekarze nie dają mu już wiele szans na przeżycie. Dorothy i George Davisowie na takie wakacje wybrali się po raz pierwszy, ufundowała im je wnuczka. Wszyscy zauważają, że w ich związkach dzieje się bardzo źle, ciągłe kłótnie i nieporozumienia sprawiają, że żyją oni coraz dalej od siebie.
Książka ta to debiut literacki autorki, została nagrodzona w Wielkiej Brytanii. Mnie w ogóle nie zachwyciła. O ile sam pomysł przeniesienia dwóch rozpadających się par na Karaiby wydał mi się bardzo dobry, to z wykonaniem było znacznie gorzej. Nie dość, że strasznie trudno mi się czytało, to losy tych ludzi wcale mnie nie ciekawiły. Ile można czytać o kolejnym przyjęciu, czy śniadaniu w hotelu?
Dodatkowo przeczytałam ją i nie wyniosłam z niej żadnych wniosków. Z bohaterów przypadła mi do gustu chyba tylko Dorothy. Miła, starsza pani, która próbowała walczyć ze swoją chorobą. Takie postacie mnie zawsze rozczulają. Jej mąż to zupełne przeciwieństwo. Czasami potrafił być czuły, ale najczęściej krzyczał jeśli kobieta o czymś zapomniała. Małżeństwo De Grot cały czas się tylko nawzajem okłamywało i robiło zamieszanie. Przestraszyła mnie ta książka i zasmuciła, myślę tylko, że nie taka starość mnie czeka. Podsumowując, to liczyłam na lekką, wakacyjną lekturę z pięknymi widokami w tle. Kompletnie się zawiodłam.
Ocena: 1+/6
Okładka zachęca, że książka będzie typowo wakacyjna. Sam pomysł na jej napisanie również ciekawy. Ale jak widzę po Twojej recenzji, to potencjał był, ale został zmarnowany.
OdpowiedzUsuńCoś ciężko trafić na lekką, dobrą książkę. Ostatnio same buble się trafiają...
OdpowiedzUsuńNiestety tak
UsuńTo wina rynku. Większość wydawnictw wydaje książki jak leci, wychwalają na okładkach, a w środku co? Dno.
UsuńWidzę kolejną nietrafioną typowo lekką książkę. Szkoda, bo okładka przyciąga wzrok, a sam pomysł wydaje się ciekawy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Po Twojej recenzji to ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńCóż... przynajmniej starsze panie nie "kochały" się z karaibskimi ratownikami, jak to było w pewnej książce, którą porzuciłam po kilkunastu stronach. Nie pamiętam już jej tytułu i nie zamierzam szukać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, tam także recenzja książki idealnej na wakacje.
No to ja nie wiem czy to nie była ta sama książka. Po prostu w recenzji tego nie opisałam, ale takie incydenty też były ;)
UsuńKochana a co myślisz o książkach Tolkiena?
OdpowiedzUsuńCzytałam dokładnie rok temu we wakacje. Trzeba im poświęcić więcej czasu, ale są bardzo ciekawe i pasjonujące ;)
UsuńJa własnie jedną czytam,serjo czytam:)i jak narazie podoba mi się chyba po ekranizacji włascy pierścienia tak mnie wciągneła
UsuńPo okładce myślałam, że coś fajnego, a tu taka zła ocena... No cóż, książka nie dołączy do moich planów.
OdpowiedzUsuńWidzę, że kiepska. W takim razie, nie przeczytam. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńBędę się wystrzegać :D
OdpowiedzUsuńDlaczego jak zobaczę tytuł i okładkę, napalę się na to, to później jest taka krytyka książki? :<
OdpowiedzUsuńZawsze tak jest! ;p
Oj, nie wiem dlaczego ;)
Usuńeee faktycznie, takie flaki z olejem
OdpowiedzUsuńbędę omijać z daleka, ale jakby nie Twoja recenzja to pewnie okładka by mnie skusiła :)
OdpowiedzUsuń