Zaślubiny w
samym środku zimy, na odciętej od świata wyspie, na którą drogę musiały torować
lodołamacze. Przenikliwy ziąb, atmosfera niepokoju. Goście weselni noszący na
twarzach maski niezdradzające ich uczuć, kobiety chłodne i doskonałe jak posągi,
przystojni mężczyźni. Gdzieś w tym wszystkim ona – panna młoda, prosta
dziewczyna niosąca na swoich plecach ogromny bagaż tajemnic i doświadczeń.
Sandrine wychodzi za mąż za doskonałą partię, przystojnego ginekologa, najstarszego
syna wpływowej szwedzkiej rodziny. Noc poślubna jest inna niż wszystkie inne –
to wtedy na świat przychodzi Vera – dziewczynka o przenikliwie niebieskich
oczach.
Znakomita, trzymająca w napięciu powieść, w której nic nie jest tym, czym się wydaje.
Literatura
skandynawska to książki, które znamy głównie z kryminałów. Oczywiście też je
lubię i chętnie czytam, ale jednak większą przyjemność lektury dają mi powieści
obyczajowe, sagi rodzinne. Ten chłodny, zdystansowany, odrobinę mroczny i
ponury klimat to cecha, której nie da się podrobić. Anne Swärd już od
pierwszych stron zaczarowała mnie swoją prozą, gdzie główną narratorką jest
Sandrine i to z jej perspektywy śledzimy wszystkie wydarzenia, dzięki retrospekcjom
obserwujemy jej dzieciństwo i młodość. Pierwszą cechą tej prozy, na którą nie
sposób nie zwrócić uwagi to chłodny dystans z jakim bohaterka opisuje świat.
Sandrine jest jeszcze młodą dziewczyną, która najpierw musiała dorastać w zdominowanym
przez kobiety świecie nadmorskiego miasteczka, by później wraz z matką i
siostrami przeprowadzić się na Podhale, do małej wioski nieopodal Zakopanego.
Retrospekcje obejmują czasy II wojny światowej i choć nie opisują szeroko jej
okrucieństw to jednak udowadniają i uwypuklają coś bardzo ważnego - wojna to
czas trudnych, często irracjonalnych decyzji. Wyborów, które nie miały nic
wspólnego z moralnością i głosem sumienia. O niektórych postępowaniach nie
przeczytamy zbyt wiele w podręcznikach do historii, ponieważ były nietypowe,
niewygodne i nieakceptowalne, a jednak dopiero będąc w skórze drugiego człowieka,
w sytuacji, która go dotknęła jesteśmy w stanie go oceniać.
Vera to
kontrowersyjna książka, która oburza i dziwi. Postępowanie Sandrine, jej relacja
z córeczką mocno mnie zaskakiwały, ale jednak podoba mi się, że ta nietypowa
powieść wywołuje tyle emocji i autorka nikogo w niej nie ocenia. Pokazuje tylko
życie z wszystkimi jego namiętnościami, brudami i wstydem. Ciekawym aspektem
całej książki jest dla mnie też przedstawienie skostniałych reguł panujących w
rodzinie Cedrów. Skrywane tajemnice, udawanie i gra nawet przy codziennym spożywaniu
obiadu.
Powieść Vera
w przekładzie Elżbiety Frątczak-Nowotny to też historia, która urzeka i
zachwyca swoim językiem. Jest po prostu piękna, magnetyczna, pokusiłabym się
nawet o stwierdzenie poetycka. To historia do powolnego wgryzania się w każde zdanie,
słowo. Opowieść o wojnie, kobietach – matkach, córkach i życiowych wyborach, którą
nie sposób się nie delektować. Ja właśnie to uczyniłam, zabrałam ją ze sobą do
Zakopanego i tam wolniutko, z widokiem na góry chłonęłam tę chłodną, momentami
kłującą jak igiełkami lodu, ale piękną powieść.
Ocena: 5/6
Tytuł: 501.Vera
Autor: Anne
Swärd
Stron: 424
Wydawnictwo: Wydawnictwo
Literackie
Rok wydania:
2019
Za egzemplarz
dziękuję Wydawnictwu Literackiemu 😊
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)