Przejdź do głównej zawartości

Sprawa dla koronera John Bateson

Koroner, pewnie każdy z nas słyszał kiedyś o takim zawodzie, ale w związku z nie występowaniem takiego stanowiska w naszym kraju pewnie nie do końca zdawał sobie sprawę z zakresu obowiązków jakie musi wykonywać. Ja po przeczytaniu książki Sprawa dla koronera stwierdzam, że myliłam go z patologiem sądowym, który jest pewnie jego polskim odpowiednikiem. Okazuje się, że w Stanach Zjednoczonych koroner to nie tylko osoba prowadząca śledztwo w sprawie zabójstwa. Praca ta powinna wymagać znajomości medycyny sądowej, batalistyki, a najmocniej ludzkiej psychiki, ponieważ to na bohaterze naszej książki spoczywa niechlubny obowiązek poinformowania i wsparcia rodziny ofiary.

Sprawa dla koronera to książka bardzo lekka jeśli chodzi o odbiór oraz płynność i szybkość czytania, ale wprost przeciwnie gdy mamy na myśli jej trudny temat jakim jest ludzka śmierć. Już na wstępie muszę przyznać, że chociaż przeczytałam ją praktycznie w dwa wieczory i kolejne kartki po prostu przepływały mi przez palce to ma ona zdecydowanie słabsze, nudniejsze momenty, których nie czyta się z wypiekami na twarzy. Zaliczyłabym do nich wstęp i zakończenie, gdzie autor skupił się głównie na aspektach prawnych pracy koronera czy wymaganych umiejętnościach i kształceniu, aby móc wystartować w wyborach na takie stanowisko. Z jednej strony pokazuje to realia Stanów Zjednoczonych, pozwala wgryźć się w temat, z drugiej zawód koronera nie ma idealnego odzwierciedlenia na naszym polskim podwórku i przez te pierwsze 50 stron musiałam po prostu przebrnąć. Dalej rozpoczął się już prawdziwy makabryczny rollercoaster, ponieważ Sprawa dla koronera to najciekawsze ze spraw prowadzonych w całej karierze kalifornijskiego koronera Kena Holmesa. Przebywający obecnie na emeryturze koroner podzielił się tymi wydarzeniami, które najmocniej go poruszyły, zapadły w pamięć lub nastręczyły najwięcej trudności. Opowiada zarówno o okropnych zabójstwach, seryjnych mordercach, gwałcicielach, sprawach rozwiązanych nawet po 40 latach i tych bez zakończenia. Porusza kwestię ogromnej liczby samobójstw na moście Golden Gate czy po prostu śmierci naturalnych, które zapamiętał w szczególny sposób. Tutaj czyta się naprawdę ekspresowo, na każdą sprawę poświęcono kilka – kilkanaście stron i co najważniejsze w takim przypadku – nie brakuje szczegółów dotyczących ofiary, jej rodziny oraz zakończenia postępowania. Nie można odczuć niedosytu.
Nie sądziłam, że zawód koronera to taka wielowymiarowa praca, którą udźwignąć może tylko naprawdę silny człowiek. Życie w ciągłej gotowości, ogromny stres i obcowanie ze śmiercią. Postać Kena Holmesa, a właściwie jego poglądy dotyczące rozwiązywania spraw to najmocniejsza zaleta tej książki. Według bohatera najbliżsi członkowie rodziny ofiary zawsze powinni dowiedzieć się co dokładnie się stało, aby pomóc im przepracować ich żałobę. W dzisiejszych czasach, gdzie niektórych spraw nie rozwiązuje się, ponieważ brakuje czasu lub pieniędzy taka postawa jest czymś wyjątkowym, godnym podziwiania i naśladowania. Takie zwyczajne ludzkie zrozumienie i wsparcie, a jednak obecnie nieczęste. Według Holmesa koroner to też osoba, która powinna nieść wsparcie i możliwie jak najdelikatniej przekazać rodzinie druzgoczącą wiadomość o śmierci ukochanej osoby.

Podsumowując, osoby lubiące makabryczne klimaty zbrodni, przestępstw i rozwiązywania zagadek powinny sięgnąć po tę książkę. Nie jest bez wad, ale dzięki realnej postaci koronera Kena Holmesa, jego ogromnej wrażliwości, a jednocześnie błyskotliwości mnóstwo zyskuje. Ja po takie trudne i makabryczne tematy sięgam rzadko, a jednocześnie interesuję się medycyną sądową, sposobami odkrywania śladów, dowodów i jestem po prostu tą lekturą usatysfakcjonowana.Ocena: 4-/6
Tytuł: 467.Sprawa dla koronera. Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć
Autor: John Bateson
Stron: 416
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 28.01.2019!
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Znak

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zjadacz czerni 8 Katarzyna Grochola

Czym jest miłość? Jaki ma dla ciebie kolor, zapach, fakturę? Myślę, że ile osób, tyle odpowiedzi na te pytania, ponieważ to uczucie, które występuje w różnorodnych kolorach i można odmieniać je przez wszystkie przypadki. Jest niejednoznaczna i nieprzewidywalna, a autorce Katarzynie Grocholi udało się idealnie nakreślić to w swojej najnowszej i niezwykłej książce Zjadacz czerni 8. Na pierwszy rzut oka to zbiór opowiadań, a jednak to powieść, w której każdy rozdział to inna historia, która tylko pozornie nie łączy się z kolejnymi, jest nawet napisana w charakterystycznym dla siebie i bohaterów stylu. Mogłoby się wydawać, że zostały tutaj umieszczone zupełnie przypadkowo, a jednak im głębiej się zastanowić i wniknąć w ich sens tym bardziej okazuje się, że wspólną składową jest barwna różnorodność miłości. Niektóre historie są w lepsze, inne gorsze, a może to tylko moje odczucia, okoliczności w jakich obecnie się znajduję i bagaż doświadczeń, który każdy z nas nosi? Pole do interpretacji j

Evvie zaczyna od nowa Linda Holmes

Evvie zaczyna od nowa to historia o przebywaniu żałoby, ale nie w klasycznym wydaniu, a wtedy gdy trzeba pożegnać się ze starą wersją siebie. Precyzyjniej to historia o ludzkich oczekiwaniach, które dla niektórych są zbyt ciężkie do udźwignięcia. Ludzie myślą, że wiedzą o innych wszystko, doskonale odgadują ich emocje, a jednak prawda jest zupełnie inna. Narzucając swoje oczekiwania, nawet w dobrej wierze mogą wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Evvie jest właśnie na takim życiowym zakręcie, gdy boleśnie mierzy się z oczekiwaniami innych. W dniu swojego odejścia od męża dowiaduje się o jego śmierci i zostaje wdową, której odczucia wymykają się wszelkim konwenansom. Na jej drodze staje Dean, który tak jak ona nie radzi sobie z własnymi odczuciami.   Gdybym miała określić tę książkę jednym słowem byłoby to poprawna. Jest przyjemna, subtelna, świetnie się ją czyta. Ponury sposób w jaki los zadrwił sobie z głównej bohaterki skupia uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Do tego zosta

Podsumowanie września

Wrzesień za mną. Ufff... Ostatnimi czasy staram się rozciągać dobę do przynajmniej 48 godzin. Czasami prawie się udaje, czasami ze zmęczenia zasypiam w trakcie. Jest męcząco, nawet nie spodziewałam się, że tak może wyglądać klasa maturalna, tym bardziej w mojej, kochanej szkole. Wychowawczyni powiedziała, że przy naszym trybie nauki nie powinniśmy już nic robić w domu. Co dopiero jak z dnia na dzień mamy 15 stron A4 słówek z angielskiego. Tak mijał mi wrzesień. Co z książkami?  Przeczytałam 3 książki. Szału nie ma, obiecuję poprawę, ale czy mi się uda? Zrecenzowałam 5 książek. Więcej, bo miałam zapasy, które już się jednak pokończyły. Obserwatorów mam 186. Jeden ubył :)  Za to przynajmniej na facebooku przybyło i jest 571. Było 544. Parę dni temu świętowałam też 100 tysięcy wyświetleń mojego bloga. Dziękuję wam.  Licznik zatrzymuję na 101 830. Przybyło 14 186.  Nie wiem jak to się stało, ale pobiłam 13 tysięcy z sierpnia.  Kochani jesteście :*