Koroner, pewnie
każdy z nas słyszał kiedyś o takim zawodzie, ale w związku z nie występowaniem
takiego stanowiska w naszym kraju pewnie nie do końca zdawał sobie sprawę z
zakresu obowiązków jakie musi wykonywać. Ja po przeczytaniu książki Sprawa dla koronera stwierdzam, że myliłam go z patologiem sądowym, który jest pewnie jego polskim
odpowiednikiem. Okazuje się, że w Stanach Zjednoczonych koroner to nie tylko
osoba prowadząca śledztwo w sprawie zabójstwa. Praca ta powinna wymagać
znajomości medycyny sądowej, batalistyki, a najmocniej ludzkiej psychiki,
ponieważ to na bohaterze naszej książki spoczywa niechlubny obowiązek poinformowania
i wsparcia rodziny ofiary.
Sprawa dla koronera to książka bardzo
lekka jeśli chodzi o odbiór oraz płynność i szybkość czytania, ale wprost
przeciwnie gdy mamy na myśli jej trudny temat jakim jest ludzka śmierć. Już na
wstępie muszę przyznać, że chociaż przeczytałam ją praktycznie w dwa wieczory i
kolejne kartki po prostu przepływały mi przez palce to ma ona zdecydowanie
słabsze, nudniejsze momenty, których nie czyta się z wypiekami na twarzy. Zaliczyłabym do nich wstęp i zakończenie, gdzie
autor skupił się głównie na aspektach prawnych pracy koronera czy wymaganych
umiejętnościach i kształceniu, aby móc wystartować w wyborach na takie stanowisko.
Z jednej strony pokazuje to realia Stanów Zjednoczonych, pozwala wgryźć się w
temat, z drugiej zawód koronera nie ma idealnego odzwierciedlenia na naszym
polskim podwórku i przez te pierwsze 50 stron musiałam po prostu przebrnąć.
Dalej rozpoczął się już prawdziwy makabryczny rollercoaster, ponieważ Sprawa
dla koronera to najciekawsze ze spraw prowadzonych w całej karierze kalifornijskiego
koronera Kena Holmesa. Przebywający obecnie na emeryturze koroner podzielił się
tymi wydarzeniami, które najmocniej go poruszyły, zapadły w pamięć lub
nastręczyły najwięcej trudności. Opowiada zarówno o okropnych zabójstwach,
seryjnych mordercach, gwałcicielach, sprawach rozwiązanych nawet po 40 latach i
tych bez zakończenia. Porusza kwestię ogromnej liczby samobójstw na moście
Golden Gate czy po prostu śmierci naturalnych, które zapamiętał w szczególny
sposób. Tutaj czyta się naprawdę ekspresowo, na każdą sprawę poświęcono kilka –
kilkanaście stron i co najważniejsze w takim przypadku – nie brakuje szczegółów
dotyczących ofiary, jej rodziny oraz zakończenia postępowania. Nie można odczuć
niedosytu.
Nie sądziłam, że
zawód koronera to taka wielowymiarowa praca, którą udźwignąć może tylko naprawdę
silny człowiek. Życie w ciągłej gotowości, ogromny stres i obcowanie ze
śmiercią. Postać Kena Holmesa, a właściwie jego poglądy dotyczące rozwiązywania
spraw to najmocniejsza zaleta tej książki. Według bohatera najbliżsi członkowie
rodziny ofiary zawsze powinni dowiedzieć się co dokładnie się stało, aby pomóc
im przepracować ich żałobę. W dzisiejszych czasach, gdzie niektórych spraw nie
rozwiązuje się, ponieważ brakuje czasu lub pieniędzy taka postawa jest czymś
wyjątkowym, godnym podziwiania i naśladowania. Takie zwyczajne ludzkie
zrozumienie i wsparcie, a jednak obecnie nieczęste. Według Holmesa koroner to
też osoba, która powinna nieść wsparcie i możliwie jak najdelikatniej przekazać
rodzinie druzgoczącą wiadomość o śmierci ukochanej osoby.
Podsumowując, osoby lubiące makabryczne klimaty zbrodni, przestępstw i rozwiązywania zagadek powinny sięgnąć po tę książkę. Nie jest bez wad, ale dzięki realnej postaci koronera Kena Holmesa, jego ogromnej wrażliwości, a jednocześnie błyskotliwości mnóstwo zyskuje. Ja po takie trudne i makabryczne tematy sięgam rzadko, a jednocześnie interesuję się medycyną sądową, sposobami odkrywania śladów, dowodów i jestem po prostu tą lekturą usatysfakcjonowana.Ocena: 4-/6
Tytuł: 467.Sprawa
dla koronera. Kulisy zawodu, który codziennie spotyka śmierć
Autor: John
Bateson
Stron: 416
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
28.01.2019!
Za egzemplarz
dziękuję wydawnictwu Znak
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)